środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział XIII


Korzystając z dalszej nieobecności botów i faktu, że w bazie jest ze mną jedynie Fixit oraz ludzie, postanowiłam złożyć wizytę mojemu „kochanemu” tatusiowi. Ukradkiem opuściłam teren złomowiska, transformowałam się i ruszyłam prosto do bazy M.E.C.H.

W drodze rozmyślałam, co ja mam mu w sumie powiedzieć. Czy powinnam zachować się jak na mój wiek przystało, mówić z podniesioną głową wszystko co leży mi na sercu, czy pozwolić emocją by zrobiły swoje, rozryczeć się i wykrzyczeć mu jakim jest potworem? Sama nie wiem, ale zakładam, że kiedy już znajdę się z nim twarzą w twarz, to żadne plany mi nie pomogą. Będę musiała zrobić to, co podpowiada mi iskra i przysięgam, że jej posłucham. Nie jestem już jego małą córeczką, która niegdyś bała się podnieść przy nim głos, czy choćby spróbować się z nim o coś pokłócić. Jestem już dorosła, a on mnie okłamał, w dodatku w żywe oczy i mam zamiar ten pierwszy i ostatni raz na niego nawrzeszczeć.

Na miejsce dojechałam w bardzo krótkim czasie. Zmieniłam formę i pieszo weszłam do hangaru. Minęłam żołnierzy i inżynierów, którzy nawet nie zwrócili na mnie uwagi i przeszłam do stanowiska ojca. Mężczyzna stał do mnie tyłem i przyglądał się odczytom na ekranach komputerów. Stał na platformie, dzięki czemu znajdował się dokładnie na wysokości mojej głowy. I bardzo dobrze…

-Ojcze – To miał być krzyk, a wyszedł jedynie jakiś żałosny jęk – Ojcze! – tym razem powiedziałam to już dostatecznie głośno, ale on nawet się do mnie nie odwrócił.

-Zaczekaj chwilę – odparł, nie patrząc w moją stronę – Zaraz skończę – zacisnęłam pięść, by go nie walnąć.

-Nie zaraz, teraz! – rozkazałam, a Silas odwrócił się do mnie na pięcie i z nieco zdziwioną miną podszedł kilka kroków bliżej.

-Coś się stało? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.

W głowie miałam już ułożoną całą przemowę, dokładnie wiedziałam co chcę mu powiedzieć i jak mam to zrobić, ale w momencie, jak to wcześniej przewidywałam, nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Zamiast słów typu „jak mogłeś” albo „dlaczego zrobiłeś coś tak okrutnego” zdołałam z siebie wydobyć jedynie dwa nędzne słowa.

-Byłam ranna…

Znów czułam się jak mała dziewczynka. Znów miałam wrażenie, że mam siedem lat, siedzę u niego na kolanie, a po moich policzkach spływają łzy. Pamiętam, jak podczas jazdy na rowerze przewróciłam się i obdarłam całą nogę. Ból był nie do wytrzymania, dlatego jakoś dogramoliłam się do domu i opowiedziałam wszystko ojcu. On pierw przemył ranę, co w sumie bolało jeszcze bardziej, po czym wziął mnie na kolana, otarł łzy i powiedział:

-Jesteś ranna żołnierzu, ale nie martw się, każda rana się prędzej, czy później zagoi. Trzeba tylko dać jej na to trochę czasu.

Przypominając sobie o tym dniu, chce mi się płakać. Dosłownie czuję, jak cała drżę, a z moich oczu wypływa deszcz łez, ale wiem, że to nie prawda, bo moja twarz odbija się w ekranie naprzeciwko. Jestem roztrzęsiona, to widać po oczach, ale nie płaczę. Na chwilę zerkam na ojca. Nie jest zmartwiony, czy w jakikolwiek sposób zaniepokojony, jak tego dnia, gdy przewróciłam się na rowerze. Jest zawiedziony. Bo ja zawiodłam. Jego żołnierz…

I właśnie wtedy pojęłam, że tylko tym dla niego jestem – żołnierzem. A jak zawsze mawiał, żołnierze są do zastąpienia.

Teraz już wiem dokładnie co mam powiedzieć.

-Byłam ranna, dokładnie tak jak Sideswipe! – wydarłam się na niego, a z małej i bezbronnej dziewczynki w momencie zmieniłam się w wytrwałą i pewną siebie lwicę – Był ranny przez ciebie! To  ty go skrzywdziłeś, ty nic nie warty śmieciu!

-Zważaj na słowa młoda…

-Zamknij się – mężczyzna aż drgnął – Teraz ja mówię! – zrobiłam krok do przodu – Zrobiłeś coś niewybaczalnego! Zraniłeś go, a następnie kazałeś mi zdobyć jego zaufanie! Ale nawet nie to jest najgorsze. Okłamałeś mnie do cholery! A ty nigdy w życiu mnie nie okłamałeś.

-Cassidy zrozum, to tylko głupie roboty…

-Nie! To moi przyjaciele! – wskazałam ręką na pierś – Oddałabym za nich życie, dokładnie tak, jak oni za mnie! I nie są głupi! Oni też mają dusze! A ty chciałeś, żebym ich zraniła… Nawet nie wiem, jak mogłeś kazać mi zrobić coś tak okrutnego i jak ja mogłam się na to zgodzić…

-Cassidy dajże spokój…

-Nazywam się Raven!!!!

Nikt wokół nas nie pisnął nawet słowa. Wszyscy stali, wpatrzeni to na mnie, to na mojego ojca. Patrzyłam na niego z wściekłością i pogardą. On natomiast był wyraźnie zaskoczony moją odwagą i tym, że mu się postawiłam.

-Nie jestem już twoim żołnierzem – powiedziałam już dużo spokojniej – I już nigdy więcej nie będę.

Nie czekając, aż zaczną do mnie strzelać, zaczęłam niszczyć cały ich sprzęt, cały dobytek jaki mieli. Pociski z moich blasterów trafiały w komputery, prototypy robotów, a oni nic nie mogli zrobić. Uciekali, starali się mnie jakoś zatrzymać, ale teraz nikt i nic nie mogło tego zrobić. A mój ojciec? Tylko stał i patrzył, jak wszystko, na czym tak naprawdę mu zależało zamienia się w popiół.

-Właśnie do tego doprowadziły twoje kłamstwa – powiedziałam, kiedy już cały hangar stał w płomieniach – Spróbuj wyciągnąć z tego wnioski.

Po tych słowach obojętnie ruszyłam w stronę wyjścia, nie zważając ani na jęki, ani krzyki poparzonych żołnierzy M.E.C.H. Zasłużyli na to, wszyscy. Dałam im nauczkę, a teraz moja kolej, by ją otrzymać…

***

Kiedy zajechałam na miejsce, czekały już na mnie boty, a na samym czele Sideswipe. Bot jak zawsze stał uśmiechnięty, gotowy by mnie przytulić. Ale nie dziś. Dziś muszę mu powiedzieć całą prawdę, choćby miał mnie przez to znienawidzić. I choćbym miała za to zapłacić życiem.

Koniec kłamstw…

-Raven gdzie ty…

-Musimy porozmawiać – zażądałam. Mina mecha wyraźnie zrzedła – Proszę – dodałam po chwili, a on pokiwał porozumiewawczo głową.

Zaczęliśmy powoli opuszczać teren złomowiska. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś nie spuszcza ze mnie wzroku. Odwróciłam się na chwilę i ujrzałam wpatrującego się we mnie Bumblebee. Jego spojrzenie było dziwne, wręcz wrogie i mówiło mi tylko jedno.

On już wie.

Znaleźliśmy się w lesie. Upewniłam się, że nikt nas nie śledził, po czym bez zbędnych tekstów typu „tylko nie bierz tego do siebie”, zaczęłam.

-Okłamałam cię – stwierdziłam. Sideswipe wyglądał na nieco zdziwionego – Nie jestem tym, za kogo mnie masz. Nie jestem nawet Raven… - mówiłam ze wstydem.

-Nie rozumiem, o czym ty mówisz? – wzięłam głęboki wdech, by się nie rozpłakać.

-Nazywam się Cassidy Bishop i jeszcze do niedawna byłam człowiekiem. Przez straszny wypadek zostałam sparaliżowana, a następnie mój ojciec wprowadził mnie w śpiączkę, z której przed kilkoma tygodniami się wybudziłam, właśnie w tym ciele. Dostałam od ojca tylko jedno zadanie. Zdobyć wasze zaufanie i wykraść sekrety…

-Raven, ale jak to? Ty przecież nie jesteś zdrajcą… O mało nie zginęłaś ratując Bumblebee…

-Bo okazało się, że zależy mi na was bardziej, niż mi się wydawało, a w szczególności na tobie.  Ale kiedy dowiedziałam się, co ci się stało nie mogłam… - z moich oczu zaczęły mimowolnie wypływać łzy. Bot chciał mi je zetrzeć, ale nie pozwoliłam mu się dotknąć – To wszystko moja wina…

-Co? Co ty opowiadasz? Nie zrobiłaś przecież nic złego.

-To przeze mnie chcieli cię pozbawić iskry! – Siedeswipe zaniemówił – To mój ojciec o mało cię nie zabił…

-Twój ojciec…

-Tak… Moim ojciec jest Silas, przywódca M.E.C.H.

2 komentarze:

  1. Oh Primus'ie. Jak ja kocham tego bloga 💞 Popłakałam się. Naprawdę. 😭

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh Primus'ie. Jak ja kocham tego bloga 💞 Popłakałam się. Naprawdę. 😭

    OdpowiedzUsuń