Korzystając
z dalszej nieobecności botów i faktu, że w bazie jest ze mną jedynie Fixit oraz
ludzie, postanowiłam złożyć wizytę mojemu „kochanemu” tatusiowi. Ukradkiem
opuściłam teren złomowiska, transformowałam się i ruszyłam prosto do bazy
M.E.C.H.
W drodze
rozmyślałam, co ja mam mu w sumie powiedzieć. Czy powinnam zachować się jak na
mój wiek przystało, mówić z podniesioną głową wszystko co leży mi na sercu, czy
pozwolić emocją by zrobiły swoje, rozryczeć się i wykrzyczeć mu jakim jest
potworem? Sama nie wiem, ale zakładam, że kiedy już znajdę się z nim twarzą w
twarz, to żadne plany mi nie pomogą. Będę musiała zrobić to, co podpowiada mi
iskra i przysięgam, że jej posłucham. Nie jestem już jego małą córeczką, która
niegdyś bała się podnieść przy nim głos, czy choćby spróbować się z nim o coś
pokłócić. Jestem już dorosła, a on mnie okłamał, w dodatku w żywe oczy i mam
zamiar ten pierwszy i ostatni raz na niego nawrzeszczeć.
Na miejsce
dojechałam w bardzo krótkim czasie. Zmieniłam formę i pieszo weszłam do
hangaru. Minęłam żołnierzy i inżynierów, którzy nawet nie zwrócili na mnie
uwagi i przeszłam do stanowiska ojca. Mężczyzna stał do mnie tyłem i przyglądał
się odczytom na ekranach komputerów. Stał na platformie, dzięki czemu znajdował
się dokładnie na wysokości mojej głowy. I bardzo dobrze…
-Ojcze – To
miał być krzyk, a wyszedł jedynie jakiś żałosny jęk – Ojcze! – tym razem
powiedziałam to już dostatecznie głośno, ale on nawet się do mnie nie odwrócił.
-Zaczekaj
chwilę – odparł, nie patrząc w moją stronę – Zaraz skończę – zacisnęłam pięść,
by go nie walnąć.
-Nie zaraz,
teraz! – rozkazałam, a Silas odwrócił się do mnie na pięcie i z nieco zdziwioną
miną podszedł kilka kroków bliżej.
-Coś się
stało? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
W głowie
miałam już ułożoną całą przemowę, dokładnie wiedziałam co chcę mu powiedzieć i
jak mam to zrobić, ale w momencie, jak to wcześniej przewidywałam, nie mogłam
wykrztusić z siebie ani słowa. Zamiast słów typu „jak mogłeś” albo „dlaczego
zrobiłeś coś tak okrutnego” zdołałam z siebie wydobyć jedynie dwa nędzne słowa.
-Byłam
ranna…
Znów czułam
się jak mała dziewczynka. Znów miałam wrażenie, że mam siedem lat, siedzę u
niego na kolanie, a po moich policzkach spływają łzy. Pamiętam, jak podczas
jazdy na rowerze przewróciłam się i obdarłam całą nogę. Ból był nie do
wytrzymania, dlatego jakoś dogramoliłam się do domu i opowiedziałam wszystko
ojcu. On pierw przemył ranę, co w sumie bolało jeszcze bardziej, po czym wziął
mnie na kolana, otarł łzy i powiedział:
-Jesteś
ranna żołnierzu, ale nie martw się, każda rana się prędzej, czy później zagoi.
Trzeba tylko dać jej na to trochę czasu.
Przypominając
sobie o tym dniu, chce mi się płakać. Dosłownie czuję, jak cała drżę, a z moich
oczu wypływa deszcz łez, ale wiem, że to nie prawda, bo moja twarz odbija się w
ekranie naprzeciwko. Jestem roztrzęsiona, to widać po oczach, ale nie płaczę.
Na chwilę zerkam na ojca. Nie jest zmartwiony, czy w jakikolwiek sposób
zaniepokojony, jak tego dnia, gdy przewróciłam się na rowerze. Jest
zawiedziony. Bo ja zawiodłam. Jego żołnierz…
I właśnie
wtedy pojęłam, że tylko tym dla niego jestem – żołnierzem. A jak zawsze mawiał,
żołnierze są do zastąpienia.
Teraz już
wiem dokładnie co mam powiedzieć.
-Byłam
ranna, dokładnie tak jak Sideswipe! – wydarłam się na niego, a z małej i
bezbronnej dziewczynki w momencie zmieniłam się w wytrwałą i pewną siebie lwicę
– Był ranny przez ciebie! To ty go
skrzywdziłeś, ty nic nie warty śmieciu!
-Zważaj na słowa młoda…
-Zamknij się
– mężczyzna aż drgnął – Teraz ja mówię! – zrobiłam krok do przodu – Zrobiłeś
coś niewybaczalnego! Zraniłeś go, a następnie kazałeś mi zdobyć jego zaufanie!
Ale nawet nie to jest najgorsze. Okłamałeś mnie do cholery! A ty nigdy w życiu
mnie nie okłamałeś.
-Cassidy
zrozum, to tylko głupie roboty…
-Nie! To
moi przyjaciele! – wskazałam ręką na pierś – Oddałabym za nich życie,
dokładnie tak, jak oni za mnie! I nie są głupi! Oni też mają dusze! A ty
chciałeś, żebym ich zraniła… Nawet nie wiem, jak mogłeś kazać mi zrobić coś tak
okrutnego i jak ja mogłam się na to zgodzić…
-Cassidy
dajże spokój…
-Nazywam się
Raven!!!!
Nikt wokół
nas nie pisnął nawet słowa. Wszyscy stali, wpatrzeni to na mnie, to na mojego
ojca. Patrzyłam na niego z wściekłością i pogardą. On natomiast był wyraźnie
zaskoczony moją odwagą i tym, że mu się postawiłam.
-Nie jestem
już twoim żołnierzem – powiedziałam już dużo spokojniej – I już nigdy więcej
nie będę.
Nie
czekając, aż zaczną do mnie strzelać, zaczęłam niszczyć cały ich sprzęt, cały
dobytek jaki mieli. Pociski z moich blasterów trafiały w komputery, prototypy
robotów, a oni nic nie mogli zrobić. Uciekali, starali się mnie jakoś
zatrzymać, ale teraz nikt i nic nie mogło tego zrobić. A mój ojciec? Tylko stał
i patrzył, jak wszystko, na czym tak naprawdę mu zależało zamienia się w
popiół.
-Właśnie do
tego doprowadziły twoje kłamstwa – powiedziałam, kiedy już cały hangar stał w
płomieniach – Spróbuj wyciągnąć z tego wnioski.
Po tych
słowach obojętnie ruszyłam w stronę wyjścia, nie zważając ani na jęki, ani
krzyki poparzonych żołnierzy M.E.C.H. Zasłużyli na to, wszyscy. Dałam im
nauczkę, a teraz moja kolej, by ją otrzymać…
***
Kiedy
zajechałam na miejsce, czekały już na mnie boty, a na samym czele Sideswipe.
Bot jak zawsze stał uśmiechnięty, gotowy by mnie przytulić. Ale nie dziś. Dziś
muszę mu powiedzieć całą prawdę, choćby miał mnie przez to znienawidzić. I
choćbym miała za to zapłacić życiem.
Koniec
kłamstw…
-Raven gdzie
ty…
-Musimy
porozmawiać – zażądałam. Mina mecha wyraźnie zrzedła – Proszę – dodałam po
chwili, a on pokiwał porozumiewawczo głową.
Zaczęliśmy
powoli opuszczać teren złomowiska. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś nie spuszcza
ze mnie wzroku. Odwróciłam się na chwilę i ujrzałam wpatrującego się we mnie
Bumblebee. Jego spojrzenie było dziwne, wręcz wrogie i mówiło mi tylko jedno.
On już wie.
Znaleźliśmy
się w lesie. Upewniłam się, że nikt nas nie śledził, po czym bez zbędnych
tekstów typu „tylko nie bierz tego do siebie”, zaczęłam.
-Okłamałam
cię – stwierdziłam. Sideswipe wyglądał na nieco zdziwionego – Nie jestem tym,
za kogo mnie masz. Nie jestem nawet Raven… - mówiłam ze wstydem.
-Nie
rozumiem, o czym ty mówisz? – wzięłam głęboki wdech, by się nie rozpłakać.
-Nazywam się
Cassidy Bishop i jeszcze do niedawna byłam człowiekiem. Przez straszny wypadek
zostałam sparaliżowana, a następnie mój ojciec wprowadził mnie w śpiączkę, z
której przed kilkoma tygodniami się wybudziłam, właśnie w tym ciele. Dostałam
od ojca tylko jedno zadanie. Zdobyć wasze zaufanie i wykraść sekrety…
-Raven, ale
jak to? Ty przecież nie jesteś zdrajcą… O mało nie zginęłaś ratując Bumblebee…
-Bo okazało
się, że zależy mi na was bardziej, niż mi się wydawało, a w szczególności na
tobie. Ale kiedy dowiedziałam się, co ci
się stało nie mogłam… - z moich oczu zaczęły mimowolnie wypływać łzy. Bot
chciał mi je zetrzeć, ale nie pozwoliłam mu się dotknąć – To wszystko moja
wina…
-Co? Co ty
opowiadasz? Nie zrobiłaś przecież nic złego.
-To przeze
mnie chcieli cię pozbawić iskry! – Siedeswipe zaniemówił – To mój ojciec o mało
cię nie zabił…
-Twój
ojciec…
-Tak… Moim
ojciec jest Silas, przywódca M.E.C.H.
Oh Primus'ie. Jak ja kocham tego bloga 💞 Popłakałam się. Naprawdę. 😭
OdpowiedzUsuńOh Primus'ie. Jak ja kocham tego bloga 💞 Popłakałam się. Naprawdę. 😭
OdpowiedzUsuń