Zamrugałem
kilkakrotnie optykami. To, co powiedziała Raven…to nie mogła być prawda. To nie
była prawda!
Ale…po co
miałaby kłamać i to jeszcze w takiej sprawie? Naprawdę, nie rozumiem…
-Kłamiesz –
stwierdziłem – To nie jest prawda. Ty nie jesteś zdrajczynią, jesteś
przyjaciółką!
-Wybacz mi…
Nie wiedziałam jaki on naprawdę jest… – mówiła ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Nie, udawała!
-Nie wierzę
ci… To nie może być prawda! Chcesz mnie wprowadzić w błąd! Ale dlaczego to
robisz? – zapytałem na głos.
-Nie
okłamuję się, Sideswipe. Robiłam to przez długi czas, udawałam przed tobą i
resztą drużyny kogoś, kim nie jestem, ale przysięgam ci, teraz jestem
całkowicie szczera.
Nie mogłem
tego zrozumieć. A może po prostu nie chciałem… Po prostu perspektywa tego, że
osobą, z którą wręcz chciałem spędzić resztę moich dni, moja druga połowa iskry
nie była wcale tą osobą była zbyt przerażająca, bym zdołał ją jakoś przyjąć.
Dlatego tkwiłem w pętli zaprzeczenia, z której nie byłem w stanie się wydostać.
-Naprawdę
strasznie cię przepraszam – mówiła dalej, a po jej policzkach spływały olejne
łzy.
Moje uczucie
do niej podpowiadało mi, bym w tym momencie ją złapał, otarł łzy i pocałował,
co chciałem uczynić już bardzo dawno temu. Ale zdrowy rozsądek mówił coś
innego. W głowie świeciła mi czerwona lampka, informująca o zagrożeniu. Ona
była szpiegiem, szkolono ją, by udawała i by robiła to perfekcyjnie. Skąd
miałem wiedzieć, że i to nie jest jednym wielkim kłamstwem? Że to nie jest
kolejna z jej sztuczek? Że nie kazał jej tego zrobić Silas?
Jeszcze
przed chwilą nie chciałem przyjąć do siebie prawdy. Teraz? Teraz jestem
wściekły, bo prawda zabolała mnie bardziej, niż mogłem to sobie wyobrazić.
-Wiedziałaś,
że bardzo mnie zranili? – zapytałem, patrząc na nią wzrokiem pełnym nienawiści.
Femme pokiwała twierdząco głową – A wiedziałaś, że prawie mnie zabili? –
przytaknęła – Zdajesz sobie sprawę, przez co przeszedłem?! –wrzasnąłem na nią.
Raven zrobiła kilka kroków w tył – Wiedziałaś! Jak mogłaś mieć świadomość, że
twój ojciec zgotował mi piekło i mimo to przyjaźnić się ze mną?!
-To nie tak!
– zaprzeczyła, głos jej drżał – Zrozumiałam, że cię skrzywdzili, dopiero kiedy
Bumblebee powiedział mi co się stało. Nie wiedziałam, że to na tobie robili
testy…
-Ale wiedziałaś,
że je robili?!
-Tak… Mój
ojciec zawsze zdobywa informacje w ten sposób – przyznała ze wstydem.
-Skoro
wiedziałaś, że krzywdzi innych dla własnych, egoistycznych celów, dlaczego mu
pomogłaś?!
-Bo kiedyś
ja… - urwała – Bo kiedyś chyba byłam taka, jak on, a przynajmniej chciałam taka
być. Jego idealna córka. Jego idealny żołnierz… Starałam się nie przywiązywać
do innych, nie zawierać prawdziwych przyjaźni jeśli nie było to konieczne. Ale
kiedy obudziłam się ze śpiączki i kiedy poznałam ciebie… Wszystko zaczęło się
zmieniać. Spojrzałam na świat z innej perspektywy i zrozumiałam, że nie
powinnam być taka jak ojciec i że już tego nie chcę – prychnąłem.
-Trochę ci
to zajęło – rzuciłem oskarżycielsko, a fembotka odwróciła wzrok – I czego teraz
ode mnie oczekujesz? Że ci ot tak wybaczę? Że przytulimy się na zgodę i będzie
po krzyku?!
-Nie,
oczywiście, że nie. Za coś takiego, nie zasługuję na przebaczenie.
-W tej
kwestii muszę się z tobą zgodzić.
Ta rozmowa
dobiegła końca. Ruszyłem przed siebie, tyrpiąc ją przy tym w ramię. Raven nie ruszyła się nawet o milimetr, jakby
coś ją sparaliżowało. Odwróciłem się do niej, stała do mnie plecami.
-Masz dwa
wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze, odchodzisz, w tej chwili i już nigdy więcej
tu nie wracasz. Drugie, zabieram cię do Bumblebee, mówisz mu to, co
powiedziałaś mi i przysięgam, że wylądujesz w więzieniu na Cybertronie. Twój
wybór.
Femme powoli
odwróciła głowę w moją stronę. Wyglądała na taką niewinną, małą fembotkę… Ale
taka nie była. Była sprytna, potrafiła oszukać nas wszystkich.
Kiedyś nie
mogłem odwrócić od niej wzroku.
Teraz nawet
nie mogę na nią patrzeć.
-Żegnaj –
szepnęła, prawie niedosłyszalnie, jakby już nie miała siły mówić.
W tej samej
chwili usłyszałem jej głośne kroki. Biegła w głąb lasu. Uciekła.
Oczami Raven
Biegłam ile
sił w nogach. Nie odwracałam się ani razu. Nie mogłam się odwrócić, bo
wiedziałam, że jeśli to zrobię, już całkiem się rozpadnę. Byłam pewna, że jeśli
zobaczę go tam, tak obojętnego, moja iskra rozleci się na tysiące maleńkich
kawałeczków i nikt nie będzie w stanie pomóc mi ich pozbierać. A co gorsza,
starając się zebrać je do kupy, mogłabym się tylko skaleczyć…
Dlatego
biegłam, nie zatrzymując się ani na chwilę. Gdzie? Nie miałam bladego pojęcia.
Bo niby dokąd miałabym odejść? Do domu? Odpada. A gdzie indziej? Wszędzie będę
dziwadłem. Prędzej, czy później dorwałoby mnie wojsko i zrobiło ze mnie broń,
co byłoby chyba najgorszym z możliwych scenariuszy. Moim jedynym możliwym
wyjściem jest w tym momencie wieczna ucieczka. Ciekawy tylko, ile jeszcze
zdołam tak biec…
Zatrzymałam
się, kiedy dobiegłam na skraj lasu, za którym zaczynała się droga. Wiedziałam,
że w tych okolicach jeździ bardzo mało samochodów, w dodatku już zapadał zmrok,
a ludzie boją się chodzić koło lasów nocą, kiedy mogą spotkać dzikie zwierzęta.
Dlatego też nie transformowałam się, a szłam przed siebie po asfalcie,
oglądając przy tym zachód słońca. Normalnie, pewnie bym się nim zachwycała. Ale
teraz… Teraz kojarzy mi się jedynie z Sideswipem, przez co chce mi się płakać, a
nie mogę teraz płakać. Teraz muszę być silna.
Idąc tak,
nagle usłyszałam znajomy dźwięk. Zatrzymałam się i spojrzałam w niebo, na
którym w momencie pojawił się Megatron. Transformował się i stanął tuż przede
mną. Nie bałam się go. Nie był tu, by mnie skrzywdzić, a nawet jeśli, tylko
wyświadczyłby mi przysługę.
-Czego
chcesz? – zapytałam nieco ostro, ale nie miałam ochoty na pogawędki.
-Przeprosić
– zmarszczyłam brwi – To nie ty miałaś ucierpieć.
-Jak widać,
nic mi nie jest. A teraz wybacz, śpieszę się – minęłam mecha i szłam dalej
przed siebie, ale jak na złość on zaczął za mną podążać.
-Nie
obawiasz się, że ktoś cię zobaczy?
-Nie.
-A jeśli tak
się stanie, Autoboty nie będą na ciebie złe? – miałam wrażenie, że to
podchwytliwe pytanie, ale dalej mówiłam szczerze.
-Nie. Już
nie jestem jedną z nich.
-Odeszłaś? –
zdziwił się.
-Powiedzmy.
Dostałam od jednego z nich ultimatum. Albo odejdę, albo wyląduję w więzieniu na
Cybertronie, a nie mam ochoty na odsiadkę, więc wiesz – mówiłam dalej –
Powiedziałam prawdę i co mi się za to dostało? Tylko lanie. Ale przynajmniej
mój ojciec dostał za swoje…
-I gdzie
teraz pójdziesz?
-Bo ja wiem
– wzruszyłam ramionami – Przed siebie! A ten przeklęty świat niech mnie
pocałuje w dupsko! – wydarłam się najgłośniej jak tylko umiałam.
-Możesz iść
ze mną – zaproponował, a ja w momencie się zatrzymałam.
Czy on mówił
na poważnie? Chciał mi pomóc? W momencie odwróciłam się w jego stronę.
-Ty tak na
serio? – zapytałam niepewnie, na co on przytaknął – Dlaczego?
-Zaufałaś mi
– zmarszczyłam czoło. Niby kiedy? – Powiedziałaś mi o sobie prawdę, choć mogłem
cię zdradzić Autobotom. Ale ty mi zaufałaś…
Wbiłam wzrok
w podłogę. On mi ufa. On, a Autoboty nie. On zaproponował mi pomoc. A Sideswipe nawet nie chciał
zrozumieć…
-Dziękuję ci
– szepnęłam – Naprawdę bardzo mi pomagasz.
Nim Megatron
zdołał cokolwiek powiedzieć, objęłam go w talii, wtuliłam się w niego i
zaczęłam cicho łkać. Nagle poczułam jak jego ręka gładzi moją głowę, potem
plecy. Ten pojedynczy gest wystarczył, bym już całkowicie i bezgranicznie mu
zaufała.
Jakie to sweet ��
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta <3