środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział XIV


Zamrugałem kilkakrotnie optykami. To, co powiedziała Raven…to nie mogła być prawda. To nie była prawda!

Ale…po co miałaby kłamać i to jeszcze w takiej sprawie? Naprawdę, nie rozumiem…

-Kłamiesz – stwierdziłem – To nie jest prawda. Ty nie jesteś zdrajczynią, jesteś przyjaciółką!

-Wybacz mi… Nie wiedziałam jaki on naprawdę jest… – mówiła ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nie, udawała!

-Nie wierzę ci… To nie może być prawda! Chcesz mnie wprowadzić w błąd! Ale dlaczego to robisz? – zapytałem na głos.

-Nie okłamuję się, Sideswipe. Robiłam to przez długi czas, udawałam przed tobą i resztą drużyny kogoś, kim nie jestem, ale przysięgam ci, teraz jestem całkowicie szczera.

Nie mogłem tego zrozumieć. A może po prostu nie chciałem… Po prostu perspektywa tego, że osobą, z którą wręcz chciałem spędzić resztę moich dni, moja druga połowa iskry nie była wcale tą osobą była zbyt przerażająca, bym zdołał ją jakoś przyjąć. Dlatego tkwiłem w pętli zaprzeczenia, z której nie byłem w stanie się wydostać.

-Naprawdę strasznie cię przepraszam – mówiła dalej, a po jej policzkach spływały olejne łzy.

Moje uczucie do niej podpowiadało mi, bym w tym momencie ją złapał, otarł łzy i pocałował, co chciałem uczynić już bardzo dawno temu. Ale zdrowy rozsądek mówił coś innego. W głowie świeciła mi czerwona lampka, informująca o zagrożeniu. Ona była szpiegiem, szkolono ją, by udawała i by robiła to perfekcyjnie. Skąd miałem wiedzieć, że i to nie jest jednym wielkim kłamstwem? Że to nie jest kolejna z jej sztuczek? Że nie kazał jej tego zrobić Silas?

Jeszcze przed chwilą nie chciałem przyjąć do siebie prawdy. Teraz? Teraz jestem wściekły, bo prawda zabolała mnie bardziej, niż mogłem to sobie wyobrazić.

-Wiedziałaś, że bardzo mnie zranili? – zapytałem, patrząc na nią wzrokiem pełnym nienawiści. Femme pokiwała twierdząco głową – A wiedziałaś, że prawie mnie zabili? – przytaknęła – Zdajesz sobie sprawę, przez co przeszedłem?! –wrzasnąłem na nią. Raven zrobiła kilka kroków w tył – Wiedziałaś! Jak mogłaś mieć świadomość, że twój ojciec zgotował mi piekło i mimo to przyjaźnić się ze mną?!

-To nie tak! – zaprzeczyła, głos jej drżał – Zrozumiałam, że cię skrzywdzili, dopiero kiedy Bumblebee powiedział mi co się stało. Nie wiedziałam, że to na tobie robili testy…

-Ale wiedziałaś, że je robili?!

-Tak… Mój ojciec zawsze zdobywa informacje w ten sposób – przyznała ze wstydem.

-Skoro wiedziałaś, że krzywdzi innych dla własnych, egoistycznych celów, dlaczego mu pomogłaś?!

-Bo kiedyś ja… - urwała – Bo kiedyś chyba byłam taka, jak on, a przynajmniej chciałam taka być. Jego idealna córka. Jego idealny żołnierz… Starałam się nie przywiązywać do innych, nie zawierać prawdziwych przyjaźni jeśli nie było to konieczne. Ale kiedy obudziłam się ze śpiączki i kiedy poznałam ciebie… Wszystko zaczęło się zmieniać. Spojrzałam na świat z innej perspektywy i zrozumiałam, że nie powinnam być taka jak ojciec i że już tego nie chcę – prychnąłem.

-Trochę ci to zajęło – rzuciłem oskarżycielsko, a fembotka odwróciła wzrok – I czego teraz ode mnie oczekujesz? Że ci ot tak wybaczę? Że przytulimy się na zgodę i będzie po krzyku?!

-Nie, oczywiście, że nie. Za coś takiego, nie zasługuję na przebaczenie. 

-W tej kwestii muszę się z tobą zgodzić.

Ta rozmowa dobiegła końca. Ruszyłem przed siebie, tyrpiąc ją przy tym w ramię.  Raven nie ruszyła się nawet o milimetr, jakby coś ją sparaliżowało. Odwróciłem się do niej, stała do mnie plecami.

-Masz dwa wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze, odchodzisz, w tej chwili i już nigdy więcej tu nie wracasz. Drugie, zabieram cię do Bumblebee, mówisz mu to, co powiedziałaś mi i przysięgam, że wylądujesz w więzieniu na Cybertronie. Twój wybór.

Femme powoli odwróciła głowę w moją stronę. Wyglądała na taką niewinną, małą fembotkę… Ale taka nie była. Była sprytna, potrafiła oszukać nas wszystkich.

Kiedyś nie mogłem odwrócić od niej wzroku.

Teraz nawet nie mogę na nią patrzeć.

-Żegnaj – szepnęła, prawie niedosłyszalnie, jakby już nie miała siły mówić.

W tej samej chwili usłyszałem jej głośne kroki. Biegła w głąb lasu. Uciekła.

 

Oczami Raven

Biegłam ile sił w nogach. Nie odwracałam się ani razu. Nie mogłam się odwrócić, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię, już całkiem się rozpadnę. Byłam pewna, że jeśli zobaczę go tam, tak obojętnego, moja iskra rozleci się na tysiące maleńkich kawałeczków i nikt nie będzie w stanie pomóc mi ich pozbierać. A co gorsza, starając się zebrać je do kupy, mogłabym się tylko skaleczyć…

Dlatego biegłam, nie zatrzymując się ani na chwilę. Gdzie? Nie miałam bladego pojęcia. Bo niby dokąd miałabym odejść? Do domu? Odpada. A gdzie indziej? Wszędzie będę dziwadłem. Prędzej, czy później dorwałoby mnie wojsko i zrobiło ze mnie broń, co byłoby chyba najgorszym z możliwych scenariuszy. Moim jedynym możliwym wyjściem jest w tym momencie wieczna ucieczka. Ciekawy tylko, ile jeszcze zdołam tak biec…

Zatrzymałam się, kiedy dobiegłam na skraj lasu, za którym zaczynała się droga. Wiedziałam, że w tych okolicach jeździ bardzo mało samochodów, w dodatku już zapadał zmrok, a ludzie boją się chodzić koło lasów nocą, kiedy mogą spotkać dzikie zwierzęta. Dlatego też nie transformowałam się, a szłam przed siebie po asfalcie, oglądając przy tym zachód słońca. Normalnie, pewnie bym się nim zachwycała. Ale teraz… Teraz kojarzy mi się jedynie z Sideswipem, przez co chce mi się płakać, a nie mogę teraz płakać. Teraz muszę być silna. 

Idąc tak, nagle usłyszałam znajomy dźwięk. Zatrzymałam się i spojrzałam w niebo, na którym w momencie pojawił się Megatron. Transformował się i stanął tuż przede mną. Nie bałam się go. Nie był tu, by mnie skrzywdzić, a nawet jeśli, tylko wyświadczyłby mi przysługę.

-Czego chcesz? – zapytałam nieco ostro, ale nie miałam ochoty na pogawędki.

-Przeprosić – zmarszczyłam brwi – To nie ty miałaś ucierpieć.

-Jak widać, nic mi nie jest. A teraz wybacz, śpieszę się – minęłam mecha i szłam dalej przed siebie, ale jak na złość on zaczął za mną podążać.

-Nie obawiasz się, że ktoś cię zobaczy?

-Nie.

-A jeśli tak się stanie, Autoboty nie będą na ciebie złe? – miałam wrażenie, że to podchwytliwe pytanie, ale dalej mówiłam szczerze.

-Nie. Już nie jestem jedną z nich.

-Odeszłaś? – zdziwił się.

-Powiedzmy. Dostałam od jednego z nich ultimatum. Albo odejdę, albo wyląduję w więzieniu na Cybertronie, a nie mam ochoty na odsiadkę, więc wiesz – mówiłam dalej – Powiedziałam prawdę i co mi się za to dostało? Tylko lanie. Ale przynajmniej mój ojciec dostał za swoje…

-I gdzie teraz pójdziesz?

-Bo ja wiem – wzruszyłam ramionami – Przed siebie! A ten przeklęty świat niech mnie pocałuje w dupsko! – wydarłam się najgłośniej jak tylko umiałam.

-Możesz iść ze mną – zaproponował, a ja w momencie się zatrzymałam.

Czy on mówił na poważnie? Chciał mi pomóc? W momencie odwróciłam się w jego stronę.

-Ty tak na serio? – zapytałam niepewnie, na co on przytaknął – Dlaczego?

-Zaufałaś mi – zmarszczyłam czoło. Niby kiedy? – Powiedziałaś mi o sobie prawdę, choć mogłem cię zdradzić Autobotom. Ale ty mi zaufałaś…

Wbiłam wzrok w podłogę. On mi ufa. On, a Autoboty nie. On zaproponował mi  pomoc. A Sideswipe nawet nie chciał zrozumieć…

-Dziękuję ci – szepnęłam – Naprawdę bardzo mi pomagasz.

Nim Megatron zdołał cokolwiek powiedzieć, objęłam go w talii, wtuliłam się w niego i zaczęłam cicho łkać. Nagle poczułam jak jego ręka gładzi moją głowę, potem plecy. Ten pojedynczy gest wystarczył, bym już całkowicie i bezgranicznie mu zaufała.

1 komentarz: