-Na Primusa,
co ty tu robisz?! – wrzasnąłem na niego i oczywiście spotkałem z tym
przenikliwym spojrzeniem, którym mógłby mnie zgasić!
-Ty się mnie
jeszcze pytasz? – prychnął i zaczął kierować się w moją stronę – Nie ma mnie
tylko kilka megacykli, wracam i co się dowiaduję? Że zostałeś przestępcą, nie
czekaj, akurat nim to już i tak byłeś… Zostałeś zbiegiem!
-Sun… Miejże
litość… - jęknąłem.
-O nie, tak
łatwo to się nie wywiniesz! Nawet nie wiesz jak ciężko było się tu dostać!
Musiałem pobyć trochę taki, jak ty i włamać się na statek Prime’a, czego
oczywiście szczerzę żałuję – zwrócił się do Optimusa, po czym z powrotem
przeniósł wzrok na mnie – Dlatego teraz mnie wysłuchasz i bez gadania wrócisz
na Cybertron!
-Skończyłeś?
– zapytałem nieco niepewnie, w pełnej gotowości na kolejny wybuch agresji.
-Tak.
-Świetnie.
No to, ten… Po pierwsze, wcale nie musiałeś tu dla mnie przylatywać, bo jeżeli
zechcę wrócić, to wrócę. A po drugie, przestań się na mnie tak wydzierać! Nie
zrobiłem nic złego.
-Naprawdę? A
to coś nowego – zakpił.
-O, chcesz
się dalej kłócić? Aż się dziwię, że w ogóle odważyłeś się włamać na ten durny
statek! W końcu ty NIGDY nie łamiesz zasad!
-W końcu
któryś z nas musi być odpowiedzialny za tego drugiego!
-Oboje
natychmiast się zamknijcie! – wrzasnęła na nas Windblade – I proszę, powiedzcie
mi, że nie mam halucynacji z powodu niedoboru energonu i tutaj naprawdę stoją
dwa Sideswipe’y.
-Jeżeli
rzeczywiście masz niedobór energonu, to jest nas dwoje – dodał Drift, a ja
zaśmiałem się pod nosem. Już miałem się odezwać, kiedy uprzedził mnie
Sunstreaker.
-Pozwólcie,
że ja to wyjaśnię. Otóż Sideswipe, jest moim debilnym, przepraszam za
wyrażenie, bratem bliźniakiem. I chyba nie trudno zgadnąć, który z nas
odziedziczył rozum – puścił oczko do Strongarm, która zaczęła śmiać się tak
głośno, że chyba ludzie w mieście ją usłyszeli.
-No
przezabawne, Sun, ze śmiechu popuściłem płyn hamulcowy, ha, ha! I wiesz co, już
wolę być głupi, niż nadęty!
Streaker już
miał mi coś odpowiedzieć, ale całe szczęście do rozmowy wtrącił się Bee.
-Dobra,
dobra, już dajcie spokój. Sunstreaker dopiero tu przyleciał a już kłócicie się
jak stare ludzkie małżeństwo. Dlatego bardzo was proszę choć o chwilę ciszy.
-Ma się
rozumieć. I przepraszam za moje zachowanie. Jak zapewne oboje dobrze wiemy
Sideswipe bywa…denerwujący – prychnąłem.
-Lizus… -
powiedziałem pod nosem i Sun chyba nawet tego nie usłyszał, albo udawał, że nie
usłyszał.
-Tak, akurat
tutaj muszę się z tobą zgodzić – zmierzyłem bota wzrokiem – Cóż, może
przedstawię wam całą drużynę, także naszych ludzkich przyjaciół – zaproponował
i zaczął o nas opowiadać i jacy to my jesteśmy zgrani, czyli jednym słowem
ściemniał. Chciał się popisać przed starą ekipą.
Nie miałem
ochoty tego słuchać, a więc zgrabnie zwinąłem się stamtąd, opuściłem teren
złomowiska i skierowałem się prosto do lasu. Nie miałem ochoty spędzać ani
minuty dłużej z moim bratem – baranem. Naprawdę nie rozumiem po co on się tu
fatygował? Zasady są i tak dla niego ważniejsze ode mnie. A teraz muszę z nim
wtrzymać, nawet nie wiem ile. Czy ten świat jest na mnie o coś obrażony, że
cały czas mam pecha?
-Sideswipe!
– usłyszałem nagle za sobą głos Sunstreaker’a. Czy on naprawdę za mną poszedł?
– Zaczekaj! – odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego za mną brata.
-Co tutaj
robisz? – zapytałem, kiedy już mnie dogonił.
-Postanowiłem
skorzystać z tego, że poszedłeś i pogadać z tobą sam na sam. Chcę przemówić ci
do rozumu.
-Żebym
wrócił na Cybertron? Już ci powiedziałem, że kiedy zechcę, wrócę – odwróciłem
się na pięcie i zacząłem iść przed siebie. Niestety Sun się nie poddawał i
podążał za mną.
-Mógłbyś
okazać mi choć trochę wdzięczności.
-Niby za co?
-Że bo
ciebie przyleciałem.
-Niepotrzebnie.
-Ale
przyleciałem – upierał się przy swoim – Chciałem dla ciebie dobrze.
-A skąd
wiedziałeś, że mi jest tu niedobrze?
-Jestem
twoim bratem bliźniakiem. Wiedziałem, że dzieje się coś złego. Czułem, że ktoś
cię krzywdzi – w tym samym momencie zatrzymałem się i odwróciłem do niego – Zapomniałeś,
że łączy nas więź? Czułem twój ból, Sideswipe. Wiem, że stało ci się coś
okropnego. Dlatego chcę, abyś wrócił ze mną na Cybertron.
Zapomniałem.
Co mam powiedzieć, no najzwyczajniej w świecie zapomniałem o tej durnej,
łączącej nas więzi. Zapomniałem, że gdybym zginął, on by o tym wiedział i
wzajemnie. I pomyśleć, że ta więź kiedyś ratowała nam skórę. Jak zaczęła się
wojna, byliśmy zaledwie szczeniakami i nie rozumieliśmy co tak naprawdę się
dzieje. Wychodziliśmy o zmierzchu bawić się, biegaliśmy po gruzach i czuliśmy
się wtedy tacy dorośli, wolni od wszelkich zasad. Rzecz jasna prędzej, czy
później musiało się nam za to oberwać.
Pewnego razu
postanowiliśmy pobawić się w chowanego. Sun się chował, a ja szukałem, ale nie
zdążyłem nawet policzyć do dziesięciu, kiedy poczułem dziwne uczucie, że mojemu
bratu coś grozi. Bez zastanowienia ruszyłem na poszukiwanie, aż usłyszałem jego
krzyk. Dotarłem do źródła dźwięku, tym samym go odnajdując. Natknął się na dwa
nachlane Decepticony, który naśmiewały się z niego, straszyły i popychały. Nie
miałem pojęcia co powinienem zrobić. Sunstreaker był przerażony, ale ja też.
Bałem się i o niego i o siebie. Strach dosłownie zmroził moje przewody, nie
mogłem się ruszyć nawet o krok. Dopiero, kiedy Streaker oberwał od jednego z
nich w twarz, coś we mnie pękło. W sekundzie znalazłem się przy nim, zasłoniłem
go własnym ciałem i czekałem na cios.
Oberwałem po raz pierwszy, potem drugi i
jeszcze raz i kolejny. Choć różniłem się od brata lakierem, decepty i tak nie
zauważyły, że Sun stoi za mną i byli pewni, że to właśnie jego leją.
Zostawili
nas, kiedy moja twarz była cała w energonie, a ja nawet nie byłem w stanie się
ruszyć. Upadłem na ziemię, na Sunstreaker’a, byle tylko go nie zobaczyli. Wtedy
jemu też by się oberwało. Udałem, że straciłem przytomność, a wiec cony nie
widziały już w znęcaniu się nade mną frajdy i poszły w swoją stronę.
Sun
wygrzebał się spode mnie i upewnił się, że jeszcze w ogóle funkcjonuję. Całe
szczęście żyłem, ale nie miałem dostatecznie dużo siły, by samodzielnie wrócić
do domu. Dlatego Streaker wziął mnie na plecy i jakoś doniósł na miejsce, gdzie
opatrzyli mnie rodzice.
Po tym dniu już nigdy więcej nie wymykaliśmy
się z domu. Z jednej strony dlatego, że baliśmy się, a z drugiej, bo niedługo
później opuściliśmy Cybertron. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie i rodzice
stwierdzili, że nie jest już tu dla nas bezpiecznie. Tata został, by walczyć,
ale my z mamą wynieśliśmy się na jakąś odległą planetę, razem z innymi
rodzinami, gdzie Prime’owie wysłali dla nas zapasy energonu.
Od tego
felernego dnia Sunstreaker nigdy nie złamał ani jednej zasady. To właśnie wtedy
stał się nadętym baranem, który nigdy nikogo nie okłamuje i zawsze przestrzega
reguł. Wiedziałem, że się zmienił, bo czuł się winny za to, co mi się stało,
ale nie powinien. Nie oskarżałem go o to, bo w końcu ja sam zdecydowałem się za
niego oberwać. Ale on jak zawsze musiał postawić na swoim…
I teraz jest
dokładnie tak samo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz