środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział XV


Znajdowaliśmy się w ciemnym, obszernym budynku leżącym na obrzeżach miasta. Wnioskując z wysokiego sufitu, była to chyba jakaś stara fabryka, czy magazyn. Nie miała ona okien, a jedynie jedne, ogromne drzwi, dzięki czemu nikt nie mógł się tu dostać, czy zobaczyć, co jest w środku. Kryjówka idealna, można rzec.

Nie byliśmy tam sami.

W rogu pomieszczenia stał dużo niższy od Megatona srebrno – niebieski mech ze szpiczastymi uszami, ogonem oraz przekreślonym emblematem Decepticonów. Był nieco inny od pozostałych, z którymi mogłam się do tej pory spotkać. Przekreślony emblemat to jedno, ale jego optyki nie były czerwone, jak u większości deceptów, tylko żółte. Opierał się o ścianę i z zaciekawieniem patrzał to na Lorda, to na mnie. Z kolei przez dziurę w dachu właśnie wleciał Starscream. Gdy tylko zobaczył mnie przy boku swojego pana, o mało nie wykorkował. Gapił się z otwartą gębą i nie miał chyba bladego pojęcia co ma teraz zrobić.


-A ona tu czego?! – wydarł się nagle i wskazał na mnie palcem, jak jakieś małe, oburzone dziecko – Jest Autobotem!

-Byłam Autobotem – poprawiłam go – Co chyba i tak do końca nie jest prawdą – wyraz twarzy cona w momencie się zmienił ze zdziwionego w podejrzliwy i być może nawet zazdrosny.

Wiedziałam, co go gryzie. On jest Komandorem Decepticonów, który za wszelką cenę chce objąć władzę i każdy kolejny żołnierz jakiego Megatron przyjmuje pod swoje szeregi może stanowić dla niego konkurencję. Zwłaszcza, że Lord sam zaproponował  mi pomoc i nowy dom. Jeżeli o tym się dowie, to chyba mu się obwody przegrzeją.

-I od tej pory jest jedną z nas – dodał po chwili Meg, mijając cona.

Postąpiłam podobnie, a Scream spojrzał się na mnie z takim wrednym wyrazem twarzy. Nie powiem, żebym się jakoś tym przejęła. Uśmiechnęłam się tylko wrednie i puściłam mu oczko.

-Dobrze, że już wróciłeś, Lordzie Megatronie – powitał lidera srebrny mech – Obawiałem się, że napotkałeś jakieś trudności – prychnęłam.

-Lizus… - skomentowałam pod nosem, a wzrok ogoniastego momentalnie przeniósł się na mnie. Zza siebie mogłam usłyszeć śmiech Starscream’a.

-Ja po prostu troszczę się o bezpieczeństwo naszego Pana – „wyjaśnił”.

-Zupełnie niepotrzebnie, Steeljaw – głos zabrał Megatron – Autoboty nie stanowią dla mnie zagrożenia.

-Czyli rozumiem, że Bumblebee nie żyje – dalej dyskutował con, ale mina zrzedła mu, gdy tylko Meg posłał w jego kierunku wrogie spojrzenie.

-Jeszcze przyjdzie czas na moją zemstę. Teraz mam dla ciebie zadanie.

-Świetnie – zachwycił się Steeljaw – Nie znoszę ciągle siedzieć w miejscu. Co to za zadanie?

-Chcę, abyś znalazł dla mnie więcej mrocznego energonu.

-Och… Oczywiście tylko, że…

-Że co?!

-Niewiele go już tu zostało. I jest raczej ciężko wykrywalny.

-Owszem, ale jeden kawałek już zdążyłeś znaleźć, a więc poradzisz sobie i z następnymi. Jesteś w dodatku lepiej przystosowany do jego poszukiwań niż my wszyscy razem wzięci. W końcu, jeśli się nie mylę, twój węch jest niezastąpiony.

-Owszem, mój Panie.

-A więc lepiej weź się do roboty – rozkazał, a Steeljaw posłusznie ruszył w stronę wyjścia.

Muszę przyznać, że Megatron ma w sobie to coś, dzięki czemu wszyscy dookoła bez większego namysłu wykonują jego rozkazy. Może to po prostu przez to, że się go boją? A może ma dar przekonywania…

-A ja dostanę jakieś zadanie? – zapytał Scream, zbliżając się do nas.

-A i owszem. Chcę, abyś patrolował bazę Autobotów. Muszę wiedzieć co się tam dzieje. Zaczynasz bezzwłocznie – con ukłonił się.

-Oczywiście, Lordzie Megatronie.

Komandor opuścił hangar i teraz zostałam sam na sam z Liderem Decepticonów. Megatron rozsiadł się na stercie metalu, przypominającym tron i przyglądał się w przestrzeń przed sobą. Zaczęłam się zastanawiać, jaki był podczas wojny o ten ich Cyberton. Skro przewodził tym złym, to aniołkiem nie mógł być. Pewnie był gorszy, niż jest teraz. W końcu, mógł mi nie pomagać. Mógł mnie zabić, ale tego nie zrobił. Co go zmieniło? Pewnie prędzej, czy później, znajdę odpowiedź na to pytanie.

-Kiedyś wszystko było inaczej – odezwał się nagle – Decepticony były tak liczne, tak potężne, dużo silniejsze od Autobotów. Mieliśmy technologię, o której oni nawet nie śnili. Oni mieli nędzą bazę, podobną do tej, w której teraz się znajdujemy. A my mieliśmy Nemezis, statek mogący pomieścić całą armię. Byliśmy mocarstwem.

-A więc co się stało? – zapytałam, idąc w jego stronę – Co was pokonało? – Megatron zaśmiał się pod nosem.

-Pewnie wyda ci się to komiczne, ale to wszystko upadło przez żółtego konusa zwanego Bumblebee. Gdyby nie on, Autoboty byłyby teraz wspomnieniem.

-To dlatego aż tak zależy ci na zemście? Bo zniszczył wszystko, na czym ci zależało?

-Owszem… I mam zamiar tą zemstę wypełnić.

-A ten…mroczny energon… Po co ci on? – jeszcze się nie pozbyłam przyzwyczajeń szpiega.

-Chcesz bym od razu zdradził ci mój plan? Moja droga, musisz się trochę wysilić – wstał i zbliżył się do mnie – Pokarz mi na co cię stać.

Co mogłam poradzić? Jestem z natury ciekawska, w dodatku nie lubię nie wiedzieć na czym stoję. Tak więc, co mogłam poradzić?

-Już wkrótce się przekonasz…

 

Oczami Sideswipe’a

Nie lubię tego mówić, wręcz nie znoszę, ale Bumblebee i Strongarm mieli rację. Nigdy nie powinniśmy ufać Raven. Zdradziła nas, kłamała i szpiegowała. Tylko dlaczego teraz czuję wyrzuty sumienia? Może byłem dla niej za ostry? Ale co miałem zrobić? Nerwy mi puściły, jak dowiedziałem się, że jest córką gościa, który mnie torturował. Mimo to, bez niej, czuję się bardziej samotny niż kiedykolwiek. Brakuje mi naszych treningów, wspólnych przejażdżek, zachodów słońca… Kurwa, a co, jeśli popełniłem błąd?

-Sideswipe – usłyszałem głos Bee. Bot poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się pocieszająco – Wiem, że się na niej zawiodłeś, jak my wszyscy, ale nie możesz się teraz zadręczać. Zrobiłeś dobrze.

-Taa… Szkoda tylko, że wcale się tak nie czuję…

-Nie martw się. To minie. Zresztą, powinniśmy się teraz cieszyć – zdziwiłem się. Czy o czymś nie wiedziałem? – Udało się nam skontaktować z Optimusem. Lada chwila powinien tu być. Podobno nie leci sam. Jestem bardzo ciekaw kto…

Nagle, jak na zawołanie, usłyszeliśmy głośny warkot silników, a nad nami pojawił się statek. Nie był bardzo duży, ale spokojnie mógłby pomieścić wszystkie kapsuły, w których pozamykaliśmy cony.

Reszta drużyny zbiegła się w momencie i z szerokimi uśmiechami czekali, aż statek wyląduje. Właz otworzył się, a z wnętrza pojazdu wyszedł Prime. Uśmiechnął się do nas na powitanie, po czym zrobił miejsce dla reszty załogi. Wielki, masywny zielony bot wyszedł pierwszy, za nim o połowę niższa femme o niebieskim lakierze, a na samym końcu granatowo – żółty młodzik, chyba niewiele starszy ode mnie oraz biały, wyższy od niego biały mech z czerwonymi i zielonymi pasami. Nie miałem pojęcia kim są, ale Strongarm patrzała na nich z takim zachwytem, jakby właśnie zobaczyła Legendy Cybertronu. Może nimi byli…

-Czy to jest… - mówiła z niedowierzaniem femme.

-Drużyna Prime’a – dokończył za nią Bee – We własnej osobie.

-Drużyna Prime’a i jeden pasażer na gapę – dodał biały bot – No, zbieraj się żółtodziobie – zawołał, a z wnętrza statku dało się słyszeć głośne kroki.

Po krótkiej chwili ujrzeliśmy średniej wielkości mecha o czarno – żółtym lakierze i chytrym uśmiechu, którego nigdy bym nie zapomniał.

-Sunstreaker?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz