Znajdowaliśmy
się w ciemnym, obszernym budynku leżącym na obrzeżach miasta. Wnioskując z wysokiego
sufitu, była to chyba jakaś stara fabryka, czy magazyn. Nie miała ona okien, a
jedynie jedne, ogromne drzwi, dzięki czemu nikt nie mógł się tu dostać, czy
zobaczyć, co jest w środku. Kryjówka idealna, można rzec.
Nie byliśmy
tam sami.
W rogu pomieszczenia
stał dużo niższy od Megatona srebrno – niebieski mech ze szpiczastymi uszami,
ogonem oraz przekreślonym emblematem Decepticonów. Był nieco inny od
pozostałych, z którymi mogłam się do tej pory spotkać. Przekreślony emblemat to
jedno, ale jego optyki nie były czerwone, jak u większości deceptów, tylko
żółte. Opierał się o ścianę i z zaciekawieniem patrzał to na Lorda, to na mnie.
Z kolei przez dziurę w dachu właśnie wleciał Starscream. Gdy tylko zobaczył
mnie przy boku swojego pana, o mało nie wykorkował. Gapił się z otwartą gębą i
nie miał chyba bladego pojęcia co ma teraz zrobić.
-A ona tu
czego?! – wydarł się nagle i wskazał na mnie palcem, jak jakieś małe, oburzone
dziecko – Jest Autobotem!
-Byłam
Autobotem – poprawiłam go – Co chyba i tak do końca nie jest prawdą – wyraz
twarzy cona w momencie się zmienił ze zdziwionego w podejrzliwy i być może
nawet zazdrosny.
Wiedziałam,
co go gryzie. On jest Komandorem Decepticonów, który za wszelką cenę chce objąć
władzę i każdy kolejny żołnierz jakiego Megatron przyjmuje pod swoje szeregi
może stanowić dla niego konkurencję. Zwłaszcza, że Lord sam zaproponował mi pomoc i nowy dom. Jeżeli o tym się dowie,
to chyba mu się obwody przegrzeją.
-I od tej
pory jest jedną z nas – dodał po chwili Meg, mijając cona.
Postąpiłam
podobnie, a Scream spojrzał się na mnie z takim wrednym wyrazem twarzy. Nie
powiem, żebym się jakoś tym przejęła. Uśmiechnęłam się tylko wrednie i puściłam
mu oczko.
-Dobrze, że
już wróciłeś, Lordzie Megatronie – powitał lidera srebrny mech – Obawiałem się,
że napotkałeś jakieś trudności – prychnęłam.
-Lizus… -
skomentowałam pod nosem, a wzrok ogoniastego momentalnie przeniósł się na mnie.
Zza siebie mogłam usłyszeć śmiech Starscream’a.
-Ja po
prostu troszczę się o bezpieczeństwo naszego Pana – „wyjaśnił”.
-Zupełnie
niepotrzebnie, Steeljaw – głos zabrał Megatron – Autoboty nie stanowią dla mnie
zagrożenia.
-Czyli
rozumiem, że Bumblebee nie żyje – dalej dyskutował con, ale mina zrzedła mu,
gdy tylko Meg posłał w jego kierunku wrogie spojrzenie.
-Jeszcze
przyjdzie czas na moją zemstę. Teraz mam dla ciebie zadanie.
-Świetnie –
zachwycił się Steeljaw – Nie znoszę ciągle siedzieć w miejscu. Co to za
zadanie?
-Chcę, abyś
znalazł dla mnie więcej mrocznego energonu.
-Och…
Oczywiście tylko, że…
-Że co?!
-Niewiele go
już tu zostało. I jest raczej ciężko wykrywalny.
-Owszem, ale
jeden kawałek już zdążyłeś znaleźć, a więc poradzisz sobie i z następnymi.
Jesteś w dodatku lepiej przystosowany do jego poszukiwań niż my wszyscy razem
wzięci. W końcu, jeśli się nie mylę, twój węch jest niezastąpiony.
-Owszem, mój
Panie.
-A więc
lepiej weź się do roboty – rozkazał, a Steeljaw posłusznie ruszył w stronę
wyjścia.
Muszę
przyznać, że Megatron ma w sobie to coś, dzięki czemu wszyscy dookoła bez
większego namysłu wykonują jego rozkazy. Może to po prostu przez to, że się go
boją? A może ma dar przekonywania…
-A ja
dostanę jakieś zadanie? – zapytał Scream, zbliżając się do nas.
-A i owszem.
Chcę, abyś patrolował bazę Autobotów. Muszę wiedzieć co się tam dzieje.
Zaczynasz bezzwłocznie – con ukłonił się.
-Oczywiście,
Lordzie Megatronie.
Komandor
opuścił hangar i teraz zostałam sam na sam z Liderem Decepticonów. Megatron
rozsiadł się na stercie metalu, przypominającym tron i przyglądał się w
przestrzeń przed sobą. Zaczęłam się zastanawiać, jaki był podczas wojny o ten
ich Cyberton. Skro przewodził tym złym, to aniołkiem nie mógł być. Pewnie był
gorszy, niż jest teraz. W końcu, mógł mi nie pomagać. Mógł mnie zabić, ale tego
nie zrobił. Co go zmieniło? Pewnie prędzej, czy później, znajdę odpowiedź na to
pytanie.
-Kiedyś
wszystko było inaczej – odezwał się nagle – Decepticony były tak liczne, tak
potężne, dużo silniejsze od Autobotów. Mieliśmy technologię, o której oni nawet
nie śnili. Oni mieli nędzą bazę, podobną do tej, w której teraz się znajdujemy.
A my mieliśmy Nemezis, statek mogący pomieścić całą armię. Byliśmy mocarstwem.
-A więc co
się stało? – zapytałam, idąc w jego stronę – Co was pokonało? – Megatron
zaśmiał się pod nosem.
-Pewnie wyda
ci się to komiczne, ale to wszystko upadło przez żółtego konusa zwanego
Bumblebee. Gdyby nie on, Autoboty byłyby teraz wspomnieniem.
-To dlatego
aż tak zależy ci na zemście? Bo zniszczył wszystko, na czym ci zależało?
-Owszem… I
mam zamiar tą zemstę wypełnić.
-A
ten…mroczny energon… Po co ci on? – jeszcze się nie pozbyłam przyzwyczajeń
szpiega.
-Chcesz bym
od razu zdradził ci mój plan? Moja droga, musisz się trochę wysilić – wstał i
zbliżył się do mnie – Pokarz mi na co cię stać.
Co mogłam
poradzić? Jestem z natury ciekawska, w dodatku nie lubię nie wiedzieć na czym
stoję. Tak więc, co mogłam poradzić?
-Już wkrótce
się przekonasz…
Oczami
Sideswipe’a
Nie lubię
tego mówić, wręcz nie znoszę, ale Bumblebee i Strongarm mieli rację. Nigdy nie
powinniśmy ufać Raven. Zdradziła nas, kłamała i szpiegowała. Tylko dlaczego
teraz czuję wyrzuty sumienia? Może byłem dla niej za ostry? Ale co miałem
zrobić? Nerwy mi puściły, jak dowiedziałem się, że jest córką gościa, który
mnie torturował. Mimo to, bez niej, czuję się bardziej samotny niż
kiedykolwiek. Brakuje mi naszych treningów, wspólnych przejażdżek, zachodów
słońca… Kurwa, a co, jeśli popełniłem błąd?
-Sideswipe –
usłyszałem głos Bee. Bot poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się
pocieszająco – Wiem, że się na niej zawiodłeś, jak my wszyscy, ale nie możesz
się teraz zadręczać. Zrobiłeś dobrze.
-Taa… Szkoda
tylko, że wcale się tak nie czuję…
-Nie martw
się. To minie. Zresztą, powinniśmy się teraz cieszyć – zdziwiłem się. Czy o
czymś nie wiedziałem? – Udało się nam skontaktować z Optimusem. Lada chwila
powinien tu być. Podobno nie leci sam. Jestem bardzo ciekaw kto…
Nagle, jak
na zawołanie, usłyszeliśmy głośny warkot silników, a nad nami pojawił się
statek. Nie był bardzo duży, ale spokojnie mógłby pomieścić wszystkie kapsuły,
w których pozamykaliśmy cony.
Reszta
drużyny zbiegła się w momencie i z szerokimi uśmiechami czekali, aż statek
wyląduje. Właz otworzył się, a z wnętrza pojazdu wyszedł Prime. Uśmiechnął się
do nas na powitanie, po czym zrobił miejsce dla reszty załogi. Wielki, masywny
zielony bot wyszedł pierwszy, za nim o połowę niższa femme o niebieskim
lakierze, a na samym końcu granatowo – żółty młodzik, chyba niewiele starszy
ode mnie oraz biały, wyższy od niego biały mech z czerwonymi i zielonymi
pasami. Nie miałem pojęcia kim są, ale Strongarm patrzała na nich z takim
zachwytem, jakby właśnie zobaczyła Legendy Cybertronu. Może nimi byli…
-Czy to jest…
- mówiła z niedowierzaniem femme.
-Drużyna
Prime’a – dokończył za nią Bee – We własnej osobie.
-Drużyna
Prime’a i jeden pasażer na gapę – dodał biały bot – No, zbieraj się
żółtodziobie – zawołał, a z wnętrza statku dało się słyszeć głośne kroki.
Po krótkiej
chwili ujrzeliśmy średniej wielkości mecha o czarno – żółtym lakierze i chytrym
uśmiechu, którego nigdy bym nie zapomniał.
-Sunstreaker?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz