Początek
rozdziału przedstawia wydarzenia sprzed Transformers Zamaskowane roboty. Druga
część zdarzenia (pisana narracją trzecio osobową) sprzed mojego opowiadania.
Szary,
skrzydlaty bot przemierzał jedną ze zniszczonych przez bitwy o energon planet.
Szukał dla siebie ty cennych kostek paliwa. Na ziemi leżało wiele martwych
Autobotów, jak i Decepticonów. To on powinien teraz rządzić Decepticonami. Nie
ma jednak potrzebnych do tego środków. Nie posiada statku, ani armii. Posiada
natomiast blizny, zadane przed Predacony. Cudem uszedł wtedy z życiem. Potwory
zostawiły go, by rdzewiał, ale on się nie poddał. Uciekł z Cybertronu i na
jakiś czas powrócił na Ziemię, by siły mu wróciły. Chciał tam założyć swoje
królestwo, ale ci przeklęci ludzie mu na to nie pozwolili. Namierzyli go i
chcieli zabić. Musiał więc uciekać i od tamtej pory przeszukuje kolejne planety
w poszukiwaniu energonu.
Nie miał
jednak zamiaru cały czas siedzieć w ukryciu. Od bardzo długiego czasu planował,
jak zemścić się na Autobotach i przejąć władzę nad Decepticonami. Ziemia
niestety była chyba jedyną planetą, na której mógłby to zrobić. Wszystkie inne
były całkowicie zniszczone, martwe. Musiał więc działać. Transformował się w
odrzutowiec i wybrał kurs na niebieską planetę. Droga była daleka, ale warta
podróży. Kto wie, co uda mu się tam znaleźć.
Kiedy był
już zaraz obok Ziemi zobaczył, że w jego stronę leci statek Autobotów. Był to
jednak statek więzienny, zapewne pełny. Pojazd ominął Decepticona, jakby
sternik w ogóle go nie zauważył. Leciał obok Ziemi najpewniej, by podziwiać jej
wygląd. Wtedy go olśniło. Statek pełen Decepticonów, który przelatuje obok
Ziemi. To była jego szansa. Wystrzelił obie swoje rakiety w pojazd, a one mocno
uszkodziły jego powłokę. Zaczął spadać w atmosferę Ziemską. Decepticon był z
siebie zadowolony. Poleciał w dół, w stronę ziemi i miał zamiar odnaleźć swoich
pobratymców. Kiedy jednak dostał się na planetę, okazało się, że kapsuły, w
których przebywali więźniowie zostały rozrzucone. Teraz Decepticon miał dużo
więcej pracy. Musiał znaleźć i uwolnić ich wszystkich. Pierwszą rzeczą, którą
zrobił było jednak odnalezienie energonu. Przez podróż stracił wiele paliwa,
które teraz musi uzupełnić.
***
Decepticon
znajdował się na jednej z wysp, leżącej nieopodal miejsca „katastrofy” statku.
Szukał tam czegoś więcej niż zwykłego energonu. Miał zamiar znaleźć jego
mroczny odpowiednik. Niespodziewanie usłyszał wielki huk. Jak najprędzej
poszedł to sprawdzić. Okazało się, że na wyspę spadł Decepticon. Miał srebrną
zbroję, szpiczaste uszy i ogon. Był czymś zdenerwowany, ale przyszły lider
Decepticonów nie miał teraz czasu ani ochoty, zastanawiać się dlaczego.
Podszedł więc do niego i przemówił.
-Witam cię
bracie – nieznajomy odwrócił się i spojrzał na insygnię widniejącą na jego
piersi. Przez chwilę przyglądał mu się, a kiedy w końcu zrozumiał z kim
rozmawia, odezwał się.
-Starscream.
Byłem pewien, że po upadku Megatrona poszedłeś rdzewieć razem z nim.
-Lordzie
Starscream jeśli już! – poprawił go – W czasie kiedy Magatron jest… - próbował
znaleźć odpowiednie słowo – nieobecny to ja przejąłem władzę nad Decepticonami.
-Najmocniej
przepraszam, Lordzie Starscem – Decepticon zaśmiał się pod nosem – Ach, gdzie
moje maniery. Jestem Steeljaw. Czyli Megatron nie zginął? Nadal może powrócić?
– Starscream zastanowił się przez chwilę. Decepticony będzie łatwiej przekonać
by do niego dołączyły, jeśli będą wierzyły, że ich dawny lider powróci.
-Owszem.
Megatron chce, bym przygotował Ziemię na podbój.
-W takim
razie powinieneś zacząć od zniszczenia Autobotów – Decpeticon zamarł.
-Autoboty są
tutaj? Byłem pewien, że wszystkie wywiało! – Stealjaw zaśmiał się. Dobrze
wiedział, że Starscream jest wielkim tchórzem i kłamcą. Chciał go podpuścić do
zdradzenia, gdzie dokładnie jest ich prawdziwy lider.
-To mała
grupka. Jako, że zastępujesz Megatrona, jestem pewien, że sobie z nimi
poradzisz – Starscream się wystraszył. Nie jest Megatronem i nie da rady zabić
nawet kilku Autobotów, dobrze o tym wiedział. Wpadł jednak na pewien pomysł.
-Megatron
sam zechce zająć się tymi Autobotami. Zbyt długo nie zgasił żadnej iskry.
Trzeba dać mu znak.
-Jaki?
-Gdzieś na
tej wyspie znajduje się mroczny energon. Jeśli uda się nam go znaleźć, wezwiemy
Megatrona. Wyczuje każdego Decepticona, w którego żyłach płynie krew Unikrona,
tak jak niegdyś w jego. Z tego co wiem, Decepticony takie jak ty mają świetny
węch – Steeljaw uśmiechnął się wrednie.
-Z łatwością
znajdę mroczny energon. Megatron powróci i będzie rządzić Ziemią – Starscream
zacisnął pięści. To on miał rządzić tą planetą. Kiedy Megatron się zjawi i
wykończy Autoboty, to on zabije dawnego lidera. Udał uśmiech, skierował go do
Decepticona i powiedział:
-Tak.
Megatron będzie rządzić Ziemią, już wkrótce.
Oczami
Sideswipe’a
Przyglądałem
się jej, gdy ćwiczyła. Swoje ciosy wykonywała z wielką gracją, ale przede
wszystkim precyzją. Była szybka i zwinna. Nie wiem, czemu Strongarm jej nie
ufa. To jedna z nas, jestem tego pewny. Podszedłem bliżej, a Raven odwróciła
się w moją stronę.
-Cześć
Sideswipe. Co u ciebie?
-W porządku.
Co robisz na nogach tak wcześnie?
-Zawsze
byłam rannym ptaszkiem. Poza tym, poranny trening był moją codziennością.
-Był? –
zdziwiłem się.
-To znaczy
jest! – fembotka szybko się poprawiła – Kiedyś ćwiczyłam jeszcze wcześniej –
musiałem jej jakoś zaimponować.
-Ja też
raczej wstaję z samego rana.
-Doprawdy? –
pokiwałem twierdząco głową – To dlatego, kiedy wstawałam smacznie sobie
chrapałeś?
-Dokładnie –
dopiero po chwili zdałem sobie sprawę co powiedziałem – To znaczy, nie! – Raven
zaśmiała się, a ja miałem wrażenie, że zaraz zapadnę się pod ziemię.
-Nie tłumacz
się. Wstałam długo przed wschodem słońca. To zrozumiałe, że jeszcze spałeś – to
cud, że w ogóle spałem. Sny nadal mnie
męczą, ale nie co noc – To co, chcesz dołączyć?
-Jasne.
Przybraliśmy
pozycje bojowe. Ja zaatakowałem pierwszy. Musiałem jej pokazać, ile potrafię.
Spróbowałem kopnąć ją w twarz, ale zrobiła szybki unik. Niepodziewanie złapała
za moją nogę i rzuciła mną. Wylądowałem na stercie zepsutych komputerów.
-Nie jesteś
skupiony – podeszła do mnie i pomogła mi wstać – Błądzisz gdzieś między
chmurami, a przez to odsłaniasz swoje ruchy. Postaraj się skupić.
-Skupienie,
nie jest moją mocną stroną.
Tym razem
Raven zaatakowała pierwsza. Spróbowała uderzyć mnie pięścią w twarz, ale
zdołałem uniknąć ciosu. Później jednak podcięła mnie. Szybko podniosłem się z
ziemi i to ja spróbowałem walnąć ją w twarz. Niestety złapała moją dłoń i lekko
ją wykręciła. Uwolniłem rękę, a Raven prawie kopnęła mnie w brzuch. W ostatniej
chwili złapałem jej nogę. Myślałem, że wygrałem. Wtedy ona podskoczyła na moich
rękach, wybiła się i obiema nogami kopnęła mnie w twarz. Upadłem na ziemię.
Dobra jest, to trzeba przyznać.
-Było
lepiej, ale mogło być jeszcze lepiej – podniosłem się z ziemi i spojrzałem na
uśmiechniętą od ucha do ucha fembotkę.
-Gdzie ty
się nauczyłaś tak walczyć?
-Ojciec mnie
nauczył. Był żołnierzem. Chciał, żebym umiała walczyć.
-I dobrze
cię wyszkolił.
-Jak chcesz,
mogę cię trochę poduczyć – uśmiechnąłem się do niej – Pierw jednak poćwicz
skupianie się. Bez tego zawsze dostaniesz ode mnie bęcki.
Muszę nadrobic rozdziały:) ps zapraszam naa swoj nowy blog:
OdpowiedzUsuńhttp://dgimon-hp.blogspot.com/2016/05/prolog.html
Według mnie to, że nasz mały Seeker przeleciał pół kosmosu bez większego problemy jest mocno naciągane. Przypomnijmy, że Megatron aby pokonać tak ogromny dystans potrzebował specjalnych modyfikacji które zainstalował w jego ciele pan chaosu. Druga sprawa, wątpię również aby rakiety Stara mogły spowodować aż tak rozległe uszkodzenia na statku o dość sporej objętości aby ten musiał awaryjnie lądować. No i ostatnie... Czy tekst "Witaj bracie" nie jest zarezerwowany przez Steeljaw'? To tyle.
OdpowiedzUsuńCześć :-) Zacznijmy od tego, że chciałam podziękować za wszystkie uwagi (jak już kiedyś wspominałam zależy mi na każdego rodzaju pomocy, a szczególnie na krytyce, bo w końcu tylko dzięki niej możemy się rozwijać) oraz za nie owijanie w bawełnę :-) A teraz przejdźmy do owych uwag :-) Nie napisałam, że Starscream udał się tak od razu na Ziemię, ani w jaki sposób to zrobił, a mam zamiar powrócić jeszcze do tego wątku w późniejszych rozdziałach ;-) Co do tego, że jego rakiety raczej nie spowodowałyby takich uszkodzeń, to masz rację, nie przemyślałam tego :-/ A co do tekstu, to były po prostu pierwsze słowa, jakie wpadły mi do głowy :-)
UsuńJeszcze raz dziękuję za szczerość i mam nadzieję, że mimo tych kilku błędów będziesz czytać tego bloga i dalej komentować, bo nie powiem ktoś wreszcie mnie skrytykował i nie mało mi to pomogło :-)
Pozdrawiam i miłego wieczoru ;-)
***Niki***