środa, 15 czerwca 2016

Rozdział X


Wszystko robi się coraz trudniejsze. Coraz więcej botów zaczyna coś podejrzewać. Bumblebee nie spuszcza ze mnie wzroku. Co powinnam zrobić, by znowu mi zaufał? Sama nie wiem. Do tego wszystkiego jeszcze trzeba dołączyć tego Megatona. Skąd on się tu w ogóle wziął? Z resztą nie ważne. Muszę z tego jakoś wybrnąć. Chciałabym się też w końcu dowiedzieć co stało się Sideswipe’owi. Zapytam o to Bee, bo choć mi już tak nie ufa, to wciąż rozmawiamy. Konwersacja z Driftem jest dużo trudniejsza.

Ranne boty zostały przeniesione do placówki ludzi, więc na złomowisku było teraz dużo ciszej. Podeszłam do stojącego przy głównym komputerze Bumblebee i pociągnęłam go na bok.

-Słuchaj Bee. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale muszę cię zapytać o Sideswipe’a. Co mu się właściwie stało? Nikt nie chce mi powiedzieć, a nie mam odwagi się go o to zapytać.

-Widzisz, jest pewna organizacja, która zajmuje się badaniem Transformerów, przerabianiem naszej broni i kopiowaniem zdolność. Sideswipe został przez nich porwany. Przez wiele godzin były przeprowadzane na nim testy, a nawet został prawie pozbawiony iskry. W ostatnim momencie go uratowaliśmy. Teraz każdy cios w jej pobliżu to dla niego zagrożenie.

-Ta organizacja, jak się nazywa? – zapytałam, choć dobrze znałam odpowiedź.

-M.E.C.H. – starałam się zachować powagę, ale jakoś nie mogłam. Ojciec okłamał mnie w żywe oczy, a ja dla niego kłamałam przyjaciół. Jak teraz mam spojrzeć Sideswipe’owi w oczy? – Wszystko gra? – bot zauważył moje zmartwienie. Położył dłoń na moim ramieniu, a ja omal się nie rozpłakałam – Chcesz mi coś powiedzieć?

-Ja…ja… – jąkałam się – Ja muszę iść! – szybko odbiegłam od Bee i transformowałam się.

Chciałam uciec jak najdalej tylko mogłam. Uciec od kłamstw i uciec od bólu, jaki czułam, gdy tylko sobie wyobrażałam przez co przeszedł Sideswipe. Byłam głupia i naiwna sądząc, że mój ojciec mówił prawdę. Kiedyś uważałam go za bohatera. Teraz, jest dla mnie jedynie potworem.

***

Przejeżdżałam obok skraju lasu, kiedy usłyszałam nadlatujący odrzutowiec. Maszyna wylądowała tuż przede mną i zmusiła mnie do zatrzymania się. Megatron transformował się, a ja postąpiłam tak samo.

-Nie chcę cię skrzywdzić – powiedział łagodnym głosem, ale jego poprzednie posunięcie jakoś mi podpowiadało, że kłamie – Muszę jednak jakoś ściągnąć tego żółtego karła. Pójdziesz ze mną!
-Chyba śnisz!

Uruchomiłam blastery i zaczęłam strzelać w cona, jednocześnie się od niego oddalając. Niestety pociski nie zadawały mu żadnych obrażeń. Szybko więc skoczyłam w górę i kopnęłam go w twarz. Ku wielkiemu zdziwieniu odbiłam się od niego, a wtedy Megatron złapał mnie za nogę i mocno uderzył o ziemię. Głowa strasznie mnie bolała i nie mogłam się ruszyć. Decept wziął mnie na ręce, a następnie transformował się. Ze mną na dziobie poleciał przed siebie, a ja straciłam przytomność.  

***

Staliśmy na jakimś wielkim słupie, przy którym trzymała mnie metalowa belka zawinięta wokół moich rąk. Megatron przez długi czas się nie odzywał, a jedynie przyglądał mi się. W końcu jednak wydobył z siebie kilka słów.

-Kim jesteś? – zapytał z lekkim uśmieszkiem.

-Nikim – odpowiedziałam, jedynie po to by go zdenerwować. On jednak tylko się zaśmiał.

-Podejrzewałem, że to powiesz. Jesteś bardzo młoda, a jednak tak odważna. Po sposobie twojej walki widać, że nie szkoliła cię gwardia. Jesteś inna niż wszyscy. Dlatego zapytam jeszcze raz. Kim jesteś?

-Kimś, kto nie ma ochoty z tobą rozmawiać!

-Denerwujesz się? Zupełnie niepotrzebnie. Jak już mówiłem, nie chcę cię skrzywdzić – przewróciłam oczami – Ile masz lat? – nagle zmienił temat. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jakieś podchwytliwe pytanie, czy on czegoś nie podejrzewa. Przez moment chciałam mu odpowiedzieć, że siedemnaście, ale w porę ugryzłam się w język – Czas będzie ci się tylko dłużył jeśli będziesz milczeć. Powiedz mi coś o sobie. Widzę, że skrywasz wielki sekret. Obiecuję, że nie wyjawię go twoim przyjaciołom.

-Spierdalaj – teraz już nie zdążyłam ugryźć się w język.

-Nie jesteś jedną z nas – stwierdził nagle i podszedł bliżej mnie – Ani Autobotem, ani Decepticonem – delikatnie przejechał palcem po moim policzku – Ale jak to możliwe?

-Nie wiem o czym mówisz…

-Nie kłam! – wzdrygnęłam się – Chcę znać prawdę. Powiedz mi – w pewnym momencie zrozumiałam, że to czy mu powiem, czy nie, nie jest już ważne. Powinnam komuś w końcu to wyznać.

-Nazywam się Cassidy Bishop i mam siedemnaście lat. Urodziłam się w Nowym Yorku, straciłam matkę kiedy miałam pięć lat i od tamtego czasu mieszkam z ojcem. To on połączył mój umysł z ciałem tego robota – powiedziałam jak na spowiedzi. Meagtron się nie odzywał, więc ciągnęłam dalej – Przez trzy lata byłam w śpiączce, ponieważ uczestniczyłam w karambolu samochodowym. Zostałam sparaliżowana od pasa w dół. Ojciec chciał znaleźć rozwiązanie mojego problemu, ale nie chciał bym cierpiała. Dlatego wprowadził mnie w stan śpiączki. Dzięki mojej ostatniej operacji znalazłam się w tym ciele i znów mogę chodzić. Myślę, że to, co najważniejsze już wiesz.

-Widzisz? To nie było takie trudne. Nie czujesz się lepiej?

-Może – Megatron uśmiechnął się, a naszą rozmowę niespodziewanie przerwał nadlatujący odrzutowiec. Podleciał do nas, a następnie transformował się w robota. Był niższy od przywódcy Decepticonów, miał szary lakier i coś czerwonego, przypominającego róg. Zza pleców wystawały mu skrzydła, a jego palce były ostro zakończone.

-Wzywałeś mnie, panie? – odezwał się i podszedł bliżej nas.

-Tak, Starscream. Masz zawiadomić Autoboty, że ich żółty zwiadowca ma się tu stawić do wieczora, albo ta fembotka zginie – no i tyle było „nie krzywdzenia” – Ma być sam. Jeśli ktokolwiek zjawi się z nim, wyrwę jej iskrę.

-Tak jest, Lordzie Megatronie – scream ukłonił, transformował i odleciał.

-Nie martw się, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Kiedy już będzie po wszystkim, będziesz mogła odejść. Na razie pozostało nam tylko czekać.

 

Oczami Bumblebee

Raven strasznie długo nie wracała. Martwiłem się o nią. Bardzo dziwnie się zachowała po naszej rozmowie. Kiedy jej nie było, Sideswipe wrócił do bazy. Czuje się już dobrze i jak twierdzi, może walczyć. Filit stara się namierzyć Megatrona, ale na próżno. Czuje się winny za obrażenia drużyny, bo on wrócił po mnie. Może po prostu powinienem dać mu się zabić...

Nagle znikąd pojawił się dobrze znany mi odrzutowiec. Z łatwością wleciał na teren złomowiska, bo ostatnia rozwałka Megatona rozwaliła nasz system obronny. Transformował się i stanął przede mną.

-Dobrze wyglądasz Bumblebee.

-Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie – Scream spojrzał na mnie wrogo.

-Nie przyleciałem tu na pogaduszki! Przynoszę wiadomość od Lorda Megatona. Jeśli nie stawisz się na szczycie najwyższej wierzy w tym mieście, to wasza mała fembotka zginie.

-Tylko spróbuj ją tknąć! – do sytuacji wkroczył Sideswipe, który właśnie celował w Starscream’a z blastera.

-Uważaj z tym bo jeszcze się zranisz. Jak już mówiłem, masz czas do wieczoru. Lepiej się nie spóźnij. Masz być sam – Scream transformował się i odleciał. Jak najszybciej chciałem po nią jechać, ale młody mnie zatrzymał.

-Wiesz, że to pułapka. Nie powinieneś tam jechać sam.

-Mam inny wybór? To przeze mnie Raven znalazła się w tej sytuacji. Muszę to teraz jakoś odkręcić.

Transformowałem się i pojechałem w kierunku miasta. Jeśli jedynym sposobem na uratowanie Raven okaże się moja śmierć, to niech tak będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz